Lubicie swoją pracę? Albo to, co robicie na co dzień? Bez względu na to, czy jest to wychowywanie dzieci, praca w korpo, konserwacja powierzchni płaskich czy ratowanie świata?
Na
pewno odpowiedzi będą różne. Dla jednych to, po co budzą się każdego
dnia, to sens życia, dla innych konieczność, a dla jeszcze innych
przykry obowiązek. Najgorzej jest, jeśli nagle to, co sprawiało wam
przyjemność, staje się czymś, co zaciska wam pętlę na szyi i jedyne, na
co macie ochotę to uciec gdzieś daleko. Też uciekłam…
Zaczęło
się od pasji, a właściwie od tego, że namówiła mnie koleżanka. Powstał
blog, którego nikt nie czytał, a ja o blogowaniu nie miałam zielonego
pojęcia. Dopiero po dwóch latach nastąpił przełom i wzięłam się za
blogowanie na poważnie. Pisanie, wylewanie myśli na ekranie komputera
stało się pasją, wzbogaconą nowymi znajomościami, nowymi
doświadczeniami. Poznałam wiele fantastycznych osób, niektóre tylko
internetowo, niektóre osobiście. Wiele się nauczyłam, a internet stał
się moim drugim życiem. Karuzela zaczęła się kręcić. Za szybko…
W
życiu każdego blogera przychodzi taki moment, kiedy chciałby pasję
przekuć w pracę, a nawet jeśli by nie chciał, to w pewnym momencie taka
propozycja padnie. To jest nieuniknione.
Fajnie, kiedy z tego, co
sprawia radość, co lubimy robić, udaje się stworzyć sposób na życie.
Kiedy pasja staje się pracą. Problem pojawia się, wtedy kiedy praca
zaczyna przysłaniać pasję, kiedy zamiast pisać o tym, o czym chcesz,
klepiesz kolejne zlecenie, bo goni cię termin. Kiedy zamiast wrzucić
zdjęcie zrobione pod wpływem chwili, bo masz ochotę się tą chwilą
dzielić, wrzucasz takie ze studia, dopracowane do perfekcji, bo takie
lepiej się lajkuje. Nieważne, że to nie twoja bajka. Kiedy pisząc, przestajesz pisać dla czytelników, którzy z tobą są, a piszesz pod SEO,
bo przecież wyszukiwarki inaczej cię nie znajdą. Kiedy zaczynasz
rozmawiać z ludźmi ‘po fachu’ i już w połowie kawy temat schodzi na
statystyki. Stop…
Przestałam pisać. Trochę z powodu wakacji,
dzieciaki w domu, brak czasu, wyjazdy. Bardziej dlatego, że pogoń za
statystykami zaczęła mnie męczyć. To już nie była radość z pisania, a
wyrabianie planów w korpo.
Potrzebowałam oddechu, przerwy, przemyślenia czy w ogóle chcę to dalej
robić, czy nadal potrafię z tego czerpać radość, a nie tylko zysk. Po
ponad miesiącu milczenia jedno wiem na pewno, nie potrafię tak zupełnie
nie pisać, choć przerwa od bloga i internetu dobrze mi zrobiła (co
dziwne nie zaczęłam z tego powodu chodzić wcześniej spać ;) ). Stęskniłam się za wami i dziękuję, że wielu z was pomimo przerwy nadal jest na moim fanpage‘u i Instagramie. Że nie poszliście sobie i nie poszukaliście alternatywy. Nie wiem, jak dalej potoczą się losy bloga, ale na tą chwilę wiem, że nie potrafię tak zupełnie porzucić tego, na co pracowałam tyle czasu.
Wracam :)