A może by nad morze czyli co ma do zaoferowania Łeba.


Niedawno mój brat napisał na moim fp, że nad polskie morze jeżdżą albo masochiści albo ludzie z
pociągiem do hazardu. Wszystko przez pogodę, która gdzie jak
gdzie, ale nad naszym Bałtykiem jest absolutnie nieprzewidywalna.
Temperatura wody też nierzadko pozostawia wiele do życzenia. 
No cóż wynika z tego, że jestem masochistyczną hazardzistką bo lubię to nasze
morze i nie wyobrażam sobie nie pojechać tam co roku choćby na
jeden dzień.
Lubię ten szum, zapach, piasek pod
stopami. Powiecie, że to samo miałabym w Chorwacji czy Grecji tyle,
że w przyjemniejszych okolicznościach przyrody. Nie jestem jednak
fanką leżenia na plaży. Na plaży nudzę się niemiłosiernie i
nie potrafię wytrzymać dłużej niż godzinę, skutek jest taki, że
przeważnie znad morza wracam w ubarwieniu na ‘córkę młynarza’.
Jak widać nie potrzebuję chorwackich
temperatur, do szczęścia wystarczy mi spacer brzegiem morza, a to
z powodzeniem mogę robić nad Bałtykiem nawet w deszczu. Poza tym
jestem psychofanką turystyki krajowej i raczej szybko się nie
nawrócę na zagraniczne wojaże.
Jedziemy do Łeby.
W tym roku wybór nadmorskiego wypadu
był zupełnie przypadkowy. Oboje z mężem uwielbiamy półwysep
helski o czym zresztą kiedyś już pisałam. Byliśmy tam kilka
razy i na pewno wrócimy, ale może za jakiś czas. Chcieliśmy
jechać w inne miejsce, tam gdzie jeszcze nas nie było. Wybierając
miejsce na wakacje warunek był jeden. Nie może być za daleko od
Ostródy bo tam właśnie spędzaliśmy pierwszą część urlopu.
Powiększyłam więc mapę Google i rzuciłam od niechcenia do męża
czy może być Łeba. Przytaknął i tym sposobem w pewien ciepły
lipcowy poniedziałek znaleźliśmy się w Łebie,a właściwie
na jej obrzeżach bo jak się okazało to właśnie tam był
pensjonat, w którym przez najbliższe kilka dni mieliśmy wynajmować
pokój.
Z początku odległość od centrum
odrobinę mnie przerażała (na mapie to jakoś tak bliżej wyglądało 😉 ), ale jak się okazało Łeba nie jest
jakąś wielką metropolią, a w porównaniu do naszego Poznania to
już w ogóle, więc lokalizacja szybko przestała nam doskwierać.
Plaże, dzikie plaże…
No może nie takie dzikie bo owszem
plażowicze są, wpisane w polski krajobraz parawany również, ale
były to chyba najmniej zaludnione strzeżone plaże jakie kiedykolwiek
widziałam. Szerokie, z cudownie miękkim piaskiem jakiego nie
poczujecie pod stopami na helu czy w Kołobrzegu. Jako umiarkowani
fascynaci plażowania, tak naprawdę na plaży w pełnym wymiarze
byliśmy tylko raz i to głównie ze względu na dzieci. Muszę
jednak przyznać, że było to całkiem przyjemne plażowanie właśnie
przez brak tłumów. Mimo, że sama jestem rodzicem nie lubię
rozwrzeszczanych dzieciaków, sypiących mi po głowie piachem
(łącznie z moimi) i rubasznych żarcików podchmielonych panów,
dobiegających zza okolicznych parawanów. Tu odległości były na
tyle duże, że problem w zasadzie nie istniał.
Jeszcze Kaszuby czy już Zachód
Kiedy jadę w jakiekolwiek miejsce
lubię poznać jego odrębność, to co wyróżnia je na mapie
Polski. Kaszubi to dla mnie wyjątkowa społeczność, a ich kulturę
i dbałość o nią widać na każdym kroku właśnie będąc na Półwyspie Helskim. Chodząc po Łebie uderzył mnie….brak tej
kultury. Jeśli chodzi o region, Łeba to nadal Kaszuby, niestety nie
widać tego na ulicach miasta, w restauracjach czy sklepach. Dopiero
poznając historię Łeby człowiek poniekąd zaczyna rozumieć
dlaczego tak się stało. Łeba to głównie ludność napływowa,
która przejęła bardziej kulturę niemiecką niż kaszubską. Ze
świecą szukać regionalnych potraw, języka kaszubskiego czy
czegokolwiek świadczącego o wyjątkowości tej kultury. A szkoda.
Idziemy jeść…


Muszę się wam do czegoś przyznać.
Jestem absolutnie zafiksowaną fanką klasycznej ryby z frytkami
najlepiej flądry, na papierowym talerzyku z plastikowymi sztućcami
(niestety ku mojemu rozżaleniu mój mąż nie pozwolił mi tak nisko
upaść) bo właśnie taka ryba kojarzy mi się z dzieciństwem. Ale
oprócz tego zboczenia z dzieciństwa lubię też jeść i lubię
poznawać regionalne smaki.
Każdy region Polski smakuje
inaczej. Będąc w podróży zawsze szukam regionalnych smaków w
Łebie te smaki ciężko znaleźć. Oczywiście bez problemu
znajdziemy śledzie po kaszubsku, ale umówmy się, niczym nie różnią
się od tych które możemy kupić w pierwszym lepszym markecie.
Chciałam czegoś więcej.
Namiastkę regionalnej kuchni udało mi
się znaleźć w restauracji, do której sama z własnego wyboru na
pewno bym nie weszła. Wszystko przez totalnie odstraszającą…nazwę.
Lokal (prawdopodobnie z powodu znajdującego się na piętrze klubu
muzycznego) nosi mało przyciągającą nazwę ‘U Gruchy’. Z zewnątrz
też raczej nie zachęca i gdyby nie polecenie ze strony naszych sąsiadów z pokoju obok, moja noga na pewno by tam nie stanęła.
Jak się okazało niesłusznie bo nasze kubki smakowe zostały
naprawdę mile popieszczone, a oczy nacieszone sposobem podania dań. 
Prawdziwy kulinarny orgazm przeżyliśmy jednak zupełnie gdzie
indziej i to dwa razy… 
Do Chaty Rybackiej trafiliśmy
pierwszego dnia, praktycznie zaraz po wypakowaniu bagaży i pierwszej
wyprawie do centrum. Już na samym początku uderzył mnie zapach
oleju, a właściwie jego brak co naprawdę mnie zaskoczyło bo
nadmorskie restauracje głównie z tym mi się kojarzą. Chata
rybacka niczym specjalnym się nie wyróżnia, ot jedna z wielu
knajpek przy uliczce ciągnącej się wzdłuż kanału. Dopiero kiedy
tam trafisz wiesz, że to naprawdę wyjątkowe miejsce.
Za pierwszym razem naszą fascynację
zrzuciliśmy na głód i wrażenia dnia pierwszego, ale po kilku
dniach wróciliśmy i doznania smakowe ponownie powaliły nas na
kolana. Perfekcyjne dania w połączeniu z przesympatyczną obsługą,
przystępnymi cenami (jak na moim zdaniem, najlepszy lokal w mieście)
i kącikiem zabaw dla dzieci (ludzie tam są kulki, ze zjeżdżalnią
i to za darmo) robi z chaty rybackiej miejsce, które koniecznie
trzeba odwiedzić będąc w Łebie.
Aliexpress rządzi.
Polskie wybrzeże to jeden wielki targ
kiczu i chińszczyzny. Idąc nadmorskimi uliczkami mamy wrażenie,
że przechadzamy się po kolejnych kategoriach Aliexpress. Badziew,
badziewiem poganiany i te rządne spojrzenia dzieciaków, które
mają jakiś dziwny zmysł odpowiedzialny za wyszukiwanie w tym całym
kociokwiku najgorszego badziewia. I to jest nieodmiennie wpisane w
obraz naszego wybrzeża od Świnoujścia po Hel. 
Trochę żal. 
Chcąc zapłacić za magnes na lodówkę,
przebiłam się przez chiński kicz do wnętrza małego sklepiku i
dopiero tam moim oczom ukazały się wyroby z pięknymi kaszubskimi
wzorami ukazujące kulturę tego regionu. Szkoda, że przysłonięte
tanim badziewiem, ukryte w czeluściach sklepiku, do których mało
kto zagląda. A przecież powinno być na odwrót. To co stało we
wnętrzu powinno stać na zewnątrz. Wiem, powiecie, że polski
turysta woli kicz, ale nawet polskiego turystę da się wychować.
Chyba bo…
…polski turysta to pijak i burak
Mój mąż powiedział, że wie,
dlaczego ludzie rozstawiają na plaży parawany. Robią tak, bo w
ukryciu piją za nimi piwo. Wiem, nie wolno wrzucać wszystkich do
jednego worka, ale w wielu przypadkach niestety tak jest. Nadal
jesteśmy dość nieokrzesanym narodem kiedy poczujemy odrobinę
wolności, a do tego mamy trochę gotówki. Pijemy gdzie się da i
zdecydowanie za dużo. Zachowujemy się głośno i w niezbyt
kulturalny sposób pokazujemy swoją wyższość bo przecież płacimy
to wymagamy. Z tym płaceniem to zresztą różnie bywa bo choć
jako społeczeństwo się bogacimy to polski turysta i tak kombinuje
jak może żeby zapłacić jak najmniej, głównie widać to przy
płaceniu za wejściówki gdziekolwiek. Dzieci polskiego turysty mają
trzy lata przez cztery lata z rzędu. Jeśli wiecie o czym mówię.
Naprawdę, nie macie pojęcia jakie wielkie potrafią być trzylatki. 
Żenujące.
Atrakcje
Jeśli jedziecie gdzieś tak jak ja
chcąc poznać dany region to w Łebie jest słabo. Sorry taka prawda. Zachodzi tam pewnego rodzaju paradoks bo atrakcji i miejsc,
w które można pójść samemu czy zabrać dzieciaki jest mnóstwo i
są to naprawdę fajne rzeczy. Nie będę wam wszystkiego wymieniać
bo praktycznie każda atrakcja jaką znajdziecie w Łebie jest spoko.
Mieliśmy okazję być w kinie 9D, na mini golfie, w labiryncie
luster, muzeum bursztynu czy w Łeba park z atrakcjami dla dzieci.
Jednak gdybym miała wymienić lokalne atrakcje, które wyróżniałyby
to miejsce spośród innych to wymieniłabym chyba tylko wydmy. Dla
wydm zdecydowanie warto odwiedzić Łebę. Oczywiście warto przejść
się również wzdłuż kanału, odwiedzić port. Ciekawym miejscem,
nawet dla tych którzy nie czują klimatu, jest również miejscowy
kościół. Powiem wam w tajemnicy, że uwielbiam zwiedzać
kościoły, a dokładniej rzecz biorąc w ogóle budynki sakralne bez
różnicy jaką się w nich religię wyznaje. Nadmorskie kościoły
są przeważnie stare i mają w sobie coś szczególnego. Kościół
w Łebie nie jest stary, jest wręcz bardzo nowy bo jeszcze niewykończony. Mimo to robi naprawdę wrażenie. Pierwszy raz byłam w
kościele gdzie ołtarz znajduje się na środku świątyni, a wierni
siedzą dookoła niego. Warto tam zajrzeć choćby
na chwilę.




Ceny
No tak było o przyjemnościach, czas
przejść do mniej przyjemnych rzeczy czyli pieniędzy, które nad
morzem zostawimy.
Ceny noclegów to indywidualna sprawa.
Nam udało się wynająć pokój dla czterech osób z osobnym
wyjściem do ogrodu, osobną łazienką, lodówką i dostępem do w
pełni wyposażonej kuchni za 180zł na dobę. Minus za lokalizację,
ale ponieważ nam lokum służy wyłącznie do spania bo i tak całymi
dniami jesteśmy poza pokojem to lokalizacja nie robi większego
problemu.
Jeśli chodzi o ceny w restauracjach
czy sklepach to byłam bardzo zaskoczona bo w porównaniu do naszego
wyjazdu sprzed dwóch lat do Jastarni, ceny są zdecydowanie niższe.
Zakładając, że jak to nad morzem, żywiliśmy się wyłącznie
rybą, a dzieci jak to dzieci chipsami z jarmużu (czyt. pizzą i
nuggetsami) to obiad dla czteroosobowej rodziny z napojami w
przeciętnej restauracji to ok 100zł. Naprawdę dobra restauracja to
koszt ok 150zł.
Najdroższe są oczywiście wszelakie
atrakcje. Jeśli masz dzieci, trzymaj się za portfel. Wejściówki
to istny drenaż portfela min 50zł do nawet 300zł. Z atrakcji,
które naprawdę warte były swojej ceny możemy polecić wycieczkę
na wydmy (jeśli dobrze pamiętam 32zł/os + opłata za wstęp na
wydmy) i mini golf (niecałe 50zł) bo była to naprawdę porcja
fantastycznej zabawy.
To jechać czy nie?
Zdecydowanie jechać. Zawsze do naszych
wyjazdów podchodzimy z pytaniem czy chcielibyśmy w dane miejsce
wrócić? Zdarzały się takie miejsca gdzie zgodnie twierdziliśmy,
że nigdy więcej nasza noga tam nie postanie, były takie w których zakochiwaliśmy się od pierwszego dnia. Łeba jest miejscem, do
którego na pewno wrócimy. Może nie w przyszłym roku, ale wrócimy
na pewno bo mimo swoich wad to naprawdę urokliwe i ciekawe miejsce. 
TOP