Zamach na dziecięcą wolność


W moim życiu, zanim weszłam w wiek, który jakkolwiek pozwalał mi o sobie
decydować, przeżyłam wiele rzeczy. Jedne były wesołe, inne powodowały
strach, a jeszcze inne były mi totalnie obojętne. Wielu w ogóle nie
pamiętam. Jestem przekonana, że w większości przypadków nikt nie pytał
mnie o zdanie, o to, czy chcę, czy się zgadzam, albo co w ogóle na dany
temat myślę.

Już w pierwszym miesiącu mojego życia rodzice
postanowili mnie ochrzcić. Nie zapytali, czy mam na to ochotę, czy chcę,
żeby jakiś ksiądz polewał mnie zimną wodą, czy w ogóle wiara, którą
oboje wyznają mi odpowiada i
czy chcę brać w tym wszystkim udział. Nie zapytali, czy może nie
wolałabym być buddystką albo, czy może bardziej kręci mnie Islam, albo
czy dla odmiany nie wolałabym wędrować od drzwi do drzwi jako świadek
Jehowy. Nie i koniec, decyzja została podjęta nie tylko bez mojej zgody,
ale i świadomości, bo przypominam, że miałam mniej więcej miesiąc, więc
moja świadomość ogarniała wtedy co najwyżej zmoczoną pieluchę, a i to
nie zawsze.Kiedy miałam 3 lata, zapisali mnie do przedszkola.
Koszmarne miejsce, z którego pamiętam tylko dwie rzeczy. Pierwsza to
dzień, w którym przedszkolanka (bo kiedyś były przedszkolanki, a nie
nauczycielki przedszkola) nie puściła mnie do toalety w trakcie
leżakowania i zsikałam się w majtki. Pamiętam, jak mama niosła mnie do
domu w białej piżamie w duże czerwone, a może bardziej różowe grochy.
Druga rzecz, którą pamiętam z przedszkola to kolega, który dłubał w
nosie i to, co wydłubał, wrzucał do ogórkowej, na całe szczęście do
swojej. Nie wiem, dlaczego zapamiętałam akurat to, jaka to była zupa.
Może wyjątkowo mi smakowała.Mam 6 może 7 lat. Pewnie moja mama
będzie pamiętała lepiej. Idę z mamą przekłuć uszy. Wtedy robiło się to w
domowych warunkach za pomocą zwykłej igły i ziemniaka. Ja miałam farta,
bo mama zabrała mnie do kosmetyczki. Ziemniak mnie ominął, igła nie.
Coś tam bolało, ale do dziś pamiętam, że byłam zdziwiona, że tylko tak, a
nie bardziej. Nie pamiętam, kto podjął decyzję o kolczykach. Nie
pamiętam czy padło pytanie, czy chcę. Domyślam się, że chciałam skoro w
spazmach i histerii nie uciekałam z fotela i nie przegryzłam kosmetyczce
tętnicy.Nie wiem, ile miałam lat. Chodziłam już do szkoły. Mama
powiedziała, że podetnie mi grzywkę. Nie jest fryzjerką, ale mogłaby
być, bo całkiem dobrze sobie radzi w temacie. Tym razem nie pykło. Moja grzywka była wyrównywana tyle razy, że w końcu osiągnęła długość 1cm. Wyglądałam jak kretynka, długo, bo wiecie, włosy jednak trochę rosną.Dlaczego
wam o tym piszę? A no dlatego, że niedawno przeczytałam kolejny durny
artykuł o przekłuwaniu uszu u dziewczynek, a jeszcze wcześniej inny o
chrzcie. O tym, że dziecko to nie własność rodziców, że nie powinni mu
narzucać swojej woli, że nie powinni za nie decydować. O tym, jak to
rodzicom się wydaje, że mogą z dzieckiem robić co im się podoba,
narzucając mu swoją wiarę, przekonania, czy przekłuwając uszy. O tym,
że dziecku trzeba dać wolność, zaczekać jak samo będzie mogło o sobie
decydować, dać mu wybór, bo kiedyś w przyszłości jak dorośnie, to będzie
miało żal, pretensje, złe relacje z rodzicami.Czytam takie
artykuły i nie wierzę, w to, co czytam. Według tego, co piszą autorzy
takich artykułów, a już w ogóle według tego, co piszą ludzie w
komentarzach pod nimi, dziecko powinno być wolnym elektronem bez norm,
zasad, nakazów, zakazów aż do ukończenia osiemnastego roku życia, a
potem hulaj dusza, piekła nie ma. Ciekawe kto z komentujących miał
takich rodziców, którzy na to pozwolili. Naprawdę macie żal do rodziców,
że was ochrzcili? Naprawdę was to tak boli? Przecież to nie znaczy, że
do końca życia musicie być katolikami. Tak samo, jak nie determinuje
waszej przyszłości urodzenie się w rodzinie wyznającej wiarę w wielkiego
potwora spaghetti. Wielu z tych krzyczących, że chrzest to zamach na
wolność małego człowieka, zostało ochrzczonych, kiedy za przeproszeniem
srali pod siebie i też ich nikt o to nie pytał.Albo nawracająca gównoburza
o kolczyki u dziewczynek. Nie mam córki, ale słuchać i czytać nie mogę
jak matki, które dały przekłuć uszy swoim córkom, są odżegnywane od czci
i wiary, bo okaleczyły własne dzieci. Naprawdę? Okaleczyły?A
obrończyniom maleńkich uszu wydaje się, że jest jakaś różnica między
przekłuciem uszu rocznej dziewczynce, a pięcioletniej? Sorry, ale nie
ma, bo jedna i druga tak samo nie będzie tego pamiętała, nawet jeśli ta
druga sama podejmie ‘świadomą’ decyzję o posiadaniu dziur w uszach. Tak
jak napisałam powyżej, sama byłam już w takim wieku, że teoretycznie
mogłam zdecydować, tylko kurde kompletnie tego nie pamiętam. Może
rzeczywiście mama mnie zapytała i powiedziałam, że chcę, a może sama
uznała, że już czas i chwała jej za to, bo może do dziś bym tych uszu
nie przekłuła. A jeśli zdecydowałam sama to czy byłam w pełni świadoma,
czy ktoś mi wytłumaczył, że to ‘okaleczenie’ na całe życie i że tego
cofnąć się nie da? Nie, nadal byłam dzieckiem, które podjęło decyzję, bo
mama miała kolczyki i fajnie wyglądała.Idąc tym tropem,
powinniśmy pytać dzieci, czy mają ochotę pójść do danego przedszkola,
takiej, a nie innej szkoły, czy chcą ubierać spodnie tej, a nie innej
marki i czy chcą z nami mieszkać, bo może wcale nasza osobowość im nie
odpowiada. Uwierzcie, dużo bardziej na przyszłe życie małego człowieka
wpłynie to, do jakiej szkoły podstawowej go poślemy niż to czy jak miał
miesiąc, to ksiądz poczynił nad nim egzorcyzm, a jakoś nie słyszałam,
żeby ktoś z rodziców konsultował z siedmiolatkiem wybór placówki.Nastały
takie czasy, że popadamy w paranoję wolności. W czasach kiedy wolny
jest każdy z nas, kiedy o wolność nie musimy walczyć, kiedy mamy
nieograniczony dostęp do mediów, wiedzy, miejsc, walczymy o wolność w sposób dziwnie zaciekły, paranoiczny, wyolbrzymiony.Zgodzę
się, że każdy człowiek ma prawo decydowania o sobie. Dziecko to też
człowiek, ale ze społecznego (medycznego pewnie też, nie jestem
psychologiem) punktu widzenia, ograniczony. Nawet prawo ogranicza
możliwości małoletniego. Ogranicza jego prawo do posiadania, ale i do
stanowienia o sobie. Nastolatek nawet do lekarza musi iść z opiekunem
prawnym, a to przecież na swój sposób ograniczenie wolności, zwłaszcza
jeśli tym nastolatkiem jest piętnastoletnia dziewczyna, a lekarzem
ginekolog.Pytajcie swoje dzieci, konsultujcie z nimi,
chrzcijcie, jeśli chcecie i nie chrzcijcie, jeśli taka jest wasza wola.
Jeśli czujecie, że wasza córka sama musi podjąć decyzję o kolczykach, to
czekajcie, aż będzie świadoma tego co robi. Ale na litość nie hejtujcie
innych rodziców, to ich dzieci i to oni mają prawo stanowienia o nich i
dopóki tym dzieciom nie dzieje się realna krzywda to wam nic moi drodzy
do tego. Nie wsadzajcie nosa w cudze życie, a dla odmiany zajmijcie się
własnym. A jeśli naprawdę boicie się o to, że wasze dziecko za lat
kilkanaście będzie miało do was pretensje o chrzest czy przekłute uszy
to naprawdę wam współczuję, bo to oznacza, że z waszymi relacjami jest
coś nie tak, skoro takie pierdoły miałby na nich odcisnąć jakieś piętno.Na
koniec tak dla podsumowania. Nie mam pretensji do rodziców o chrzest,
nadal lubię ogórkową, otrząsnęłam się z traumy obsikanych gaci, za
kolczyki jestem wdzięczna, a z przygody z grzywką mam niezły ubaw i
wspominam z sentymentem. Moje relacje z rodzicami zbudowało masę innych,
dużo ważniejszych wydarzeń.Buźka :)

TOP