Domowy smalec. Nie taki diabeł straszny…
kulinaria
Tak, dokładnie, smalec to potrawa, o której wszyscy mówią, że nie jedzą, ale postawisz na stole i znika z prędkością światła. Fakt smalec nijak ma się do zdrowego stylu życia i diet, na których wszyscy od czasu do czasu jesteśmy, ale czymże byłoby życie gdyby człowiek od czasu do czasu nie oddał się choćby kulinarnej rozpuście?
Gdybyście jednak nadal się wahali czy skorzystać z przepisu, który zaraz wam podam, a argument zgrzeszenia raz na jakiś czas nie był dostatecznie silny to dodam, że smalec nie jest wcale tak kaloryczny jakby się wydawało. 10g smalcu ma niewiele więcej kalorii niż taka sama ilość masła czy oleju. Poza tym smalec tyczący jest dopiero wtedy kiedy połączymy go z węglowodanami. Nieprawdziwe jest również przekonanie, że smalec zawiera zatrważające ilości cholesterolu. O wiele więcej ma go masło czy tran. Odpowiednio dla 100g: smalec 95mg, masło 220mg, tran 570mg.
To co? Robimy domowy smalec?
Składniki:
– 500g słoniny (dobrej jakości, raczej pominęłabym tu marketowe słoninki 😉 )
– 300g boczku wędzonego
– 2 jabłka
– 1,5 łyżeczki soli
– 2 cebule
Jeśli kupiliście słoninę zmieloną to macie sprawę ułatwioną. Jeśli nie, musicie najpierw pokroić słoninę na małe kawałki. Pamiętajcie żeby była to słonina bez skóry. Pokrojoną słoninę wrzucamy do garnka, dodajemy sól i wytapiamy przez ok 15 minut.
Po tym czasie wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę i również pokrojony w kostkę boczek. Teraz wszystko razem musi się wytapiać kolejne 15-20 min. Pamiętajcie żeby co jakiś czas mieszać smalec drewnianą łyżką. Kiedy już słonina będzie ładnie wytopiona, dorzucamy do garnka pokrojone w kostkę jabłka (kostka tak ok 1,5cmx1,5cm). Smażymy jeszcze chwilę i zestawiamy garnek. Kiedy smalec troszkę przestygnie (ale nadal będzie płynny) przelewamy go do słoiczków i schładzamy w lodówce.
I nie bójcie się, tak zaraz w boczki nie pójdzie 😉
Smacznego!