Nie jestem Matką Polką!


Ma dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat i wszyscy jej współczują. Z
politowaniem wyrażają swoją troskę o nią i jej samopoczucie. Troskliwie
klepią po plecach i mówią, że kiedyś to się zmieni, że w końcu będzie
inaczej. Zachowują się tak, jakby ktoś dał im moralne prawo do
interesowania się jej życiem. Nie słuchają tego, co mówi, zresztą chyba z
biegiem lat przestała do nich mówić. No bo po co, skoro i tak nic do
nich nie dociera? Czują, że muszą się nią mentalnie zaopiekować, bo
życie ją skrzywdziło i teraz jest kobietą nieszczęśliwą. Albo na odwrót,
chcą pouczać, dawać rady, sprowadzać na dobrą według nich drogę.
Jeszcze inni mają ją za życiowego nieudacznika, pasożyta bez ambicji.
Czują, że mają do tego prawo. Nie widzą tego, jak jest naprawdę tylko widzą to, co chcą. Kąśliwie nazywają Matką Polką.

Określenie
Matka Polka ma w społeczeństwie tak negatywny wydźwięk
, że czasem
lepiej byłoby chyba dostać w twarz. Coś na kształt kury domowej. Nie
wiadomo co lepsze. Dla społeczeństwa kobieta, która ‘siedzi’ (jak ja
nienawidzę tego określenia) w domu, to przeważnie zaniedbana, podległa
mężowi cierpiętnica. Czy rzeczywiście? Znam wiele kobiet, które po
urodzeniu dziecka zdecydowały się na pozostanie w domu. Znam takie, za
które zdecydowało życie. Znam też takie, które po wielu latach wróciły
do pracy. Czy naprawdę są nieszczęśliwe? Czy naprawdę potrzebują
społecznego współczucia? Czy to ‘siedzenie’ w domu rzeczywiście tak
bardzo je dręczy?

Marta ma 34 lata, dwóch synów. Piękna, zgrabna, mądra – ten typ, któremu się zwyczajnie zazdrości :)
Jakiś czas temu wróciła do pracy. Zawsze marzyła o swoim domu, a kiedy
są dwie pensje w gospodarstwie domowym, łatwiej jest podjąć decyzję o
budowie. Kocha siatkówkę i kiedy tylko może oddaje się swojej pasji.

Siedząc
w domu, absolutnie nie czułam się jak cierpiętnica. Mówię o sobie, że
chciałabym być jeszcze taką Matką Polką.
Czułam się w tym spełniona.Wspominam
to jako cudowny okres, naprawdę- chętnie bym do niego wróciła. Zawsze
miałam potrzebę ruchu i będąc na wychowawczym z Kubusiem, chodziłam na
treningi piłki siatkowej. Należałam do sekcji, grałyśmy w III lidze
okręgowej.Wręcz przeciwnie, po powrocie do pracy zabrakło mi czasu
na takie wypady, bo po pracy wolę pędzić do dzieciaków, bo już mało dnia
zostaje….a chcę z nimi być.Kiedy ‘siedziałam’ w domu – dzieciaki miały mnie na co dzień, więc wyskoczenie na trening 2x w tygodniu czy spotkanie się z koleżanką nie było źle postrzegane. Należało mi się jak każdemu.Nikt
mi nie dogadywał, że jak mogę, przecież masz dzieci. Słyszałam raczej
dobre opinie, że fajnie, że mam taką możliwość, że chcę z niej
skorzystać, że dzieci mnie nie ograniczają.Eh, sentyment mnie
ogarnął…..chciałabym siedzieć jako Matka Polka w domu, odprowadzać
dzieci do szkoły/ przedszkola, a potem czekać na nich w domku z ciepłym
obiadem
…..mmmmmm…Taki ze mnie dinozaur współczesny…

Beata,
choć ma 39 lat wygląda jak starsza siostra swoich dwóch córek. W niczym
nie przypomina Matki Polki.
Kiedy jeszcze mieszkała w Polsce pomagała
mężowi w prowadzeniu firmy, dziś mieszkają za granicą.

Kura
domowa na wygnaniu… Nie wiem, czy lubię siedzieć w domu, czy
wolałabym iść do pracy. Właściwie to ja się nie nudzę, więc praca nie
byłaby dla mnie odskocznią. Odskocznią jest dla mnie bieganie i
ćwiczenia. Teraz się w tym odnalazłam. Odskocznią jest czytanie książek.
Lubię sobie wieczorkiem legnąć na kanapie i poczytać. Dzieciaki wiedzą,
że wieczorami matki nie ma, to znaczy jest na stanie, ale nie ma ich
dla nich. Te 1,5- 2 godz. muszą sobie radzić same. Matki nie ma też od
rana, tzn. matka jest zajęta, bo uczy się anglika. Dwa razy w tyg. mam
lekcję, a jak nie mam lekcji to i tak się uczę. Godzinka jest tylko dla
mnie. Matka lubi też przejrzeć prasę, zobaczyć co słychać na świecie, oblukać kto z kim jest na FB
i oczywiście poplotkować z forumowymi psiapsiółkami. Gdybym pracowała,
to musiałabym zrezygnować z moich małych przyjemności. Na szczęście mąż
nie daje mi w żaden sposób odczuć, że jestem darmozjadem. Docenia to, że
ma ugotowane (czasem, bo często to on gotuje) i że zajmuję się córkami.
Nie musi myśleć o zakupach, praniu i tych wszystkich nudnych domowych
sprawach. Zresztą kiedyś to ja byłam jedynym żywicielem rodziny, więc
jesteśmy kwita.Ktoś kiedyś powiedział, że nudzą się tylko nudni
ludzie i może coś w tym jest. W życiu trzeba mieć pasję, jakąś
odskocznię a przede wszystkim trzeba myśleć o sobie. Dzisiaj facet jest,
jutro może go nie być, a żyć trzeba. Tak samo jest z pracą, dzisiaj
jest, a jutro może wyparować i co wtedy?

Kasię
do pozostania w domu zmusiło życie. Ma dwuletniego synka i kochającego
męża. Jej pasją jest blog, który prężnie się rozwija i przynosi nie
tylko satysfakcję. Kasia jest uśmiechnięta, ma fantastyczne poczucie
humoru i duży dystans do siebie.

Zanim
na świecie pojawił się Filip, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę
zostać kurą domową, Matką Polką czy jak to się jeszcze tam zwie. Jednak
życie samo potoczyło się tak, a nie w inny sposób. Długie starania o
dziecko sprawiły, że mój organizm domagał się odpoczynku. Postanowiliśmy
z mężem, że zrezygnuję z pracy, żeby odpocząć, odstresować się i
przemyśleć co dalej. Wtedy właśnie okazało się, że jestem w ciąży. Gdy
na świecie pojawił się Filip nie było mowy o powrocie do pracy. Syn urodził się jako wcześniak i potrzebował ogromnej ilości uwagi. W
tygodniu jeździliśmy nawet 5-7 razy do specjalistów, rehabilitantów i
na badania. Żaden pracodawca nie zgodziłby się na taką ilość
wcześniejszych wyjść z pracy lub opieki. Zatem zostałam z synem w domu. Chociaż czasami tęskniłam za większą niezależnością i za ludźmi. Mimo że minęły już dwa lata a synek ma się bardzo dobrze to nie planuję powrotu do pracy.
Ba! Ja planuję drugie dziecko i też chcę z nim zostać w domu. Nie czuję
się jak Matka Polka cierpiąca, bo jest to moja decyzja. Chcę być przy
dzieciach w tych pierwszych latach ich życia i służyć im pomocną dłonią w
odkrywaniu świata. A ja? Spełniam się w roli mamy, rozwijam
kulinarnie (o czym zawsze marzyłam) i spotykam z przyjaciółmi. Więc
gdzie tu cierpienie? Lenistwa też nie widzę, bo w domu jest całe mnóstwo
obowiązków, których wymieniać chyba nie muszę. Dla mnie pozostanie w domu, było słuszną decyzją. Chociaż nie wykluczam, że jak Filip podrośnie, to nie wrócę do pracy.

Znam
wszystkie te kobiety, niektóre z nich wiele lat. Żadna nie przypomina
cierpiącej Matki Polki zmęczonej życiem
. Sama kiedyś podjęłam decyzję o
pozostaniu z dziećmi w domu i…zupełnie się w tym zatraciłam. Pieluchy,
zupki, wizyty u lekarza, zajmowanie się domem to był mój cały świat.
Nie miałam przyjaciół (przynajmniej nie tam gdzie mieszkam) i uważałam,
że wszystko muszę robić sama i to jak najlepiej się da. O wyjściu
gdziekolwiek nie było mowy, ponieważ nikt w moim mniemaniu, nie zająłby
się moimi dziećmi tak, jak ja to robię. Wszystko dla dzieci i męża, bo przecież muszą być szczęśliwi.

Aż w końcu przyszło opamiętanie, że nie tylko oni, że ja też muszę być szczęśliwa, bo
inaczej nic z tego nie będzie. Wyszłam do ludzi, zaczęłam robić coś dla
siebie. W dużej mierze pomógł mi w tym blog, który daje mi poczucie
pewnej niezależności, również finansowej. Nie mam problemu z tym, żeby
zostawić dzieci w domu z mężem i wyjść z koleżanką na kawę czy na
zakupy. Wiem, że sobie poradzą, a ja potrzebuję czasem odetchnąć.
Wkurzają mnie ludzie, którzy mi współczują, a zdarzają się tacy. Nie ma czego, jest mi dobrze, bo tak jak powiedziała
Kasia, to był mój wybór. Powrót do pracy? Zapewne nastąpi, ale może w
innej formie niż by tego ode mnie oczekiwali postronni. Najważniejsze,
że we wszystkich moich decyzjach wspiera mnie mąż. Bez niego nie byłoby
pewnie Matki Polki i jej Fanaberii :)

P.S
W pisaniu tego postu wsparły mnie trzy fantastyczne kobiety, którym
bardzo dziękuję za to, że zechciały podzielić się ze mną swoimi
historiami. Dziewczyny jesteście cudowne!!!
Was czytelników zachęcam również do zaglądnięcia na blog Kasi (Maamaa Baalbinkaa), zapewniam was, że zostaniecie tam na długo 🙂
TOP