(Nie) obchodzi mnie twoje dziecko


Na jednym z poczytnych i znanych portali z tematyki rodzicielskiej pojawił się artykuł. A dokładniej rzecz ujmując list czytelniczki. List samotnej matki, w którym przyznaje, że zaprowadziła do przedszkola swoje chore i jak sama napisała nafaszerowane lekami dziecko. List, w którym pisze o walce o przetrwanie, o złej szefowej, złym byłym już partnerze i złym świecie, który ją otacza i o dzieciach, które jej nie obchodzą.

Chciałabym, żebyście zaczęli od przeczytania tego listu (klik). Chciałabym też wierzyć, że list ten był napisany w dużych emocjach, których zresztą ta kobieta nie ukrywa. Chciałabym wierzyć, że zwyczajnie miała, tak jak każdy z nas, gorszy dzień. Że musiała sobie zwyczajnie ulżyć, bo coś tam poszło nie po jej myśli. Chciałabym wierzyć, że to o czym pisze to sytuacja ekstremalnie wyjątkowa.

Ale…no właśnie w to ostatnie uwierzyć nie potrafię.

Jestem mamą dwóch chłopców, jeden z nich chodzi do przedszkola. W zasadzie to chodzi albo nie chodzi, tak w kratkę, jak to w przedszkolu i jak to w okresie jesienno-zimowym. Kiedy musi zostać w domu, trochę się nudzi, mówi, że marnuje czas i że wolałby iść do przedszkola. Cieszę się, kiedy wyzdrowieje i znowu może rano wyruszyć, żeby spotkać się ze swoją grupą i paniami, które uwielbia. Niestety, chyba nie zdarzyło się, wchodząc do przedszkola albo już na salę, żebym nie usłyszała kaszlącego dziecka. I nie mówię tu o lekkim kaszelku, ale paskudnym oskrzelowym kaszlu. Wiem wtedy, że nie wracamy na długo.

List, do którego was odesłałam, mocno mnie zirytował. W jednym z komentarzy pod tym listem ktoś zarzucił komentującym, że nie mają empatii. Tylko żeby mieć empatię trzeba mieć jeszcze twardą dupę. Jakiś czas temu moja empatia kosztowała mnie sto złotych. Dla jednych mało dla mnie sporo. Jednak ta sytuacja nauczyła mnie, że na empatii można się ostro przejechać.

To nie jest tak, że zaraz pluję jadem na rodziców takiego dziecka. Nie, ja nawet poniekąd rozumiem, że w życiu bywa różnie, że są naprawdę różne sytuacje, nawet współczuję tej mamie, że jej się nie poukładało. Tylko do cholery jasnej czy to jest moja wina? Albo rodziców jakiegokolwiek innego dziecka w przedszkolu? Dlaczego my i nasze dzieci mają ponosić konsekwencje czyichś wyborów?

A pomyślałaś droga mamo, że nie jesteś jedynym samotnym rodzicem przyprowadzającym dziecko do tego przedszkola? Pomyślałaś o tym, że razem z twoim dzieckiem chodzą też dzieci z obniżoną odpornością, skrajne wcześniaki, których rodzice cieszą się, że ich dzieci wygrały walkę o życie i robią wszystko, żeby wygrały też walkę o zdrowie? Pomyślałaś o tym, że niektóre z nich przez twoje chore dziecko wylądują w szpitalu?

Pomyślałaś o tym, że twoja śmieciówka marzy się połowie innych mam, które co rano odprowadzają swoje dzieci do tej samej grupy? Problem w tym, że nawet o takiej śmieciówce mogą pomarzyć, bo ich dzieci ciągle chorują i nie mają z kim ich zostawić. Pomyślałaś o tym, że jeśli twoje dziecko pozaraża inne dzieci to dostanie rykoszetem bo zrobi się z tego błędne koło? Pomyślałaś w końcu, że takie nafaszerowane dziecko prędzej czy później rozłoży się na maksa i zamiast trzech dni wolnego będziesz musiała wziąć dwa tygodnie urlopu?

Żadne z dzieci w przedszkolu nie jest winne temu, że tobie coś w życiu nie wyszło. Myślisz, że jak jest pełna rodzina, to jest zawsze słodko – pierdząco? Że ludzie nie pracują na śmieciówkach? Że często nie mają do dyspozycji babci, cioci czy dobrego wujka, któremu można podrzucić dziecko. Że często jedno z nich pracuje tyle, że w zasadzie nie bywa w domu? Że tylko dlatego, że ktoś ma umowę o pracę, to pracodawca przyjmie jego każde zwolnienie z uśmiechem na ustach? Myślisz, że tylko tobie życie rzuca kłody pod nogi?

Ktoś powie, że nie rozumiem, bo mam pełną rodzinę i możliwość pozostania w domu, kiedy moje dzieci zachorują. Że nie mam empatii. Możliwe. Tylko że w momencie, kiedy chodzi o dobro mojego dziecka, nie ma miejsca na empatię i współodczuwanie. Liczy się ono. Chcę, żeby moje dziecko było zdrowe. Chcę mieć świadomość, że prowadząc je do przedszkola, zaprowadzam je w miejsce, w którym jest bezpieczne. Chcę, żeby miało szansę na rozwój i naukę. Zapisałam je do przedszkola, by z tego korzystało, nie po to, żeby siedziało w domu.

Ciebie nie obchodzi moje dziecko? A widzisz, bo mnie twoje tak. Interesuje mnie, bo jest mi go zwyczajnie żal. Jemu nie jest łatwo kiedy nafaszerowane lekami musi się zmierzyć z otaczającą je rzeczywistością. Żal mi też tych wszystkich dzieci, które pozaraża. Żal mi tych rodziców, którzy tak jak ty nie zawsze mają lekko, ale będą musieli wybłagać opiekę u pracodawcy, albo nie daj Boże zmierzyć się z powikłaniami u swoich dzieci. Może więc jednak mam odrobinę empatii….

TOP