Co roku miliony kobiet na całym świecie i pewnie nie są to przesadzone dane mają jedno i to samo postanowienie noworoczne – MUSZĘ SCHUDNĄĆ! I choć w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia jesteśmy święcie przekonane, że tego chcemy, to już około południa pierwszego dnia roku zaczynają dopadać nas wątpliwości. Twarde zawodniczki wytrzymują nawet dzień albo i kilka, są i takie, które postanowienie realizują, ale przeważnie kończy się na tym, że odkładamy dietę do poniedziałku. I to bliżej nieokreślonego poniedziałku.
Z zasady nie robię noworocznych postanowień ponieważ uważam, że postanawiać tak samo można od 15 kwietnia, 27 września jak i od 1 stycznia. Data nie ma tu najmniejszego znaczenia. Grunt to najpierw nastawić się psychicznie tak, żebyśmy były pewne, że postanowienie zostanie przez nas zrealizowane, a cel osiągnięty.
Na diecie byłam dwa razy. To znaczy, żeby było jasne w swoim życiu zaliczyłam pewnie kilkadziesiąt poniedziałków rozpoczynających dietę (jak każda 🙂 ), ale mocne postanowienie poprawy i rzeczywista realizacja celu tak naprawdę miała miejsce zaledwie dwa razy. Pierwszy raz nie ma absolutnie nic wspólnego z odchudzaniem, a wręcz przeciwnie. Przytyłam na tej diecie 16 kg 😉 Dietę musiałam rozpocząć z dniem w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży z Młodym i wytrwać na niej przez kolejne osiem miesięcy. Udało się. Na koniec moja ginekolog prowadząca powiedziała, że dokonałam cudu, a ona będzie mnie stawiała za wzór swoim pacjentkom wlewając w nie wiarę, że to się może udać.
Drugi raz nastąpił dokładnie siedem miesięcy później i jakoś tak się złożyło, że wystartowałam właśnie z początkiem roku. Obie ciąże, w których przytyłam w każdej po 15-16kg pozostawiły swój ślad, a ja pomimo wysłuchiwania banałów, że kobieta po ciąży jest piękna itp. okropnie źle czułam się z tym swoim ‘pięknem’. Zawsze byłam szczupła i nadal chciałam taka być.
Nie chcę żebyście mnie źle zrozumieli bo to nie jest tak, że uważam, że jak ktoś ma kilka kilo więcej to się powinien schować do szafy i nie wychodzić (sama aktualnie musiałabym w tej szafie siedzieć). Sedno w tym, że każdy powinien czuć się ze sobą dobrze, a ja nie czułam się dobrze. W cztery miesiące stosując tylko dietę pozbyłam się czternastu zbędnych kilogramów i schudłam do wagi ze studiów.
Te dwie sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że potrafię, że mam silną wolę jeśli tylko tego chcę. Teraz przyszedł czas na trzeci raz. Nie czuję się ze sobą dobrze, a nie czując się ze sobą dobrze nie mogę normalnie funkcjonować. Postanowienie poprawy jest, determinacja jest, samozaparcie jest. Pora na realizację. Cel to 7 kilogramów i możliwość zrobienia sobie z Elizą w marcu zdjęcia bez żadnych kompleksów 😉 Czy mi się uda? Musi. Innej opcji nie przyjmuję i mam nadzieję, że będziecie trzymać za mnie kciuki i będziecie wspierać w tej jak wszystkie wiemy często niełatwej walce. A ja będę Wam sukcesywnie zdawać relację z postępów.
To jak? Ktoś jeszcze rusza ze mną tyłek? 🙂