Matko zapytaj doktora Google


Google doktor
Mówi się, że pojawienie się dziecka to rewolucja, że rodzice muszą się wszystkiego nauczyć, że młode mamy bywają zagubione, błądzą jak we mgle. Na pomoc tym biednym, zagubionym mamom wychodzą wydawnictwa z całym stosem poradników i prasy o tematyce ciążowo-rodzicielskiej, szkoły rodzenia i bardziej doświadczone mamy. Na przeciw wychodzi też guru młodych mam – poważany w szerokich kręgach dr Google. 
Kiedy rodziły nasze mamy, nie było szkół rodzenia, nie było poradników i internetu. Był za to instynkt. Młoda mama co najwyżej mogła liczyć na pomoc mamy lub teściowej tudzież musiała właśnie polegać na instynkcie. Nikt takiej mamie nie pokazywał jak przewijać, karmić czy ubierać dziecko. Kierowana instynktem i tym co on jej podpowiadał otaczała swoje dziecko troską, opieką i miłością.
Kiedy ja rodziłam starszego syna, kupiliśmy z mężem jeden (dość żartobliwie napisany) poradnik. Miałam też stosy gazet dla przyszłych mam i zaliczyliśmy szkołę rodzenia, która prawdę mówiąc nie przydała się do niczego. Nie dowiedziałam się tam niczego czego bym nie wiedziała, nie spłynęła na mnie żadna odkrywcza wiedza ani nawet nie poznałam tam żadnej ciążowej koleżanki. Ot strata czasu i pieniędzy.
Kiedy Starszak pojawił się na świecie nie umierałam z przerażenia przy pierwszej kąpieli czy pierwszym obcinaniu paznokci. Nie mdlałam przy każdym większym płaczu i nie jeździłam na pogotowie. Starszak był zdrowym, spokojnym dzieckiem, a mi wystarczył instynkt żeby bez problemu się nim zajmować. Ok, raz spanikowaliśmy, najlepszym się zdarza. Panika kosztowała nas 200zł i do dziś się z tego śmiejemy, nawet nie tyle z sytuacji co z własnej głupoty.
Teraz kiedy sporo czasu spędzam w internecie zauważyłam, że młode mamy macierzyństwo poza tym, że rzecz jasna cieszy, to również przeraża. Nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że zagubiły instynkt, ale czuję, że przestały w niego wierzyć, na swój sposób same go zagłuszają. Nie ufają swoim pierwotnym instynktom, temu co podpowiada im ich własny rozum, ciało i serce, a posiłkują się głównie tym co radzi osławiony dr Google ewentualnie obce matki na Facebooku.
Mamy pytają i szukają rady na wszystko. Czasem odnoszę wrażenie, że  większość dzieci wychowywana i leczona jest przez internet. I żeby ktoś mi zaraz nie zarzucił, to nie jest tak, że sama nie korzystam, oczywiście, że korzystam bo wiadomo, że w ‘niewiadomych’ sytuacjach, najbliżej nam do komputera i internetu, ale na miłość Boską nie traktujmy internetu jak wyroczni. 
Google, Facebook to ludzie. Przeważnie obcy. Tyle się słyszy jak młode mamy spinają się na ‘ciocie dobra rada’, a jednocześnie czerpią wiedzę na forach internetowych, Facebooku i u wspominanego już dr Google. I co? Rzeczywiście sądzicie, że ci ludzie po drugiej stronie internetowego kabla dobrze wam doradzą? A skąd masz pewność, że nie siedzi tam taka ciocia dobra rada i nie wciśnie ci kitu?
Pół biedy jeśli chcemy zasięgnąć wiedzy na temat szpitala w którym chcemy rodzić albo sposobach na odsmoczkowanie naszego szkraba, ale kiedy matka zanim wyjdzie z dzieckiem na spacer zadaje na Facebooku pytanie czy już dziś ktoś wychodził bo nie wie jak ubrać dziecko to wszystko mi opada (autentyczna sytuacja z wczoraj).
Wiem jak to zabrzmi. Ale za moich czasów, otwierało się po prostu okno.

😉

TOP