Stoję nad wielką miską pieczarek. Nogi wchodzą mi w tę część ciała gdzie kończy się kręgosłup, a wspomniany kręgosłup ma ochotę wyskoczyć i udać się na drzemkę. Chwilę temu przerobiłam skrzynkę pomidorów i z kilka kilo buraków. Nie, to nie był zaplanowany zamach na siebie samą co by dokonać samounicestwienia, a moim marzeniem wcale nie jest paść na pysk przy garach. Wszystko to, okraszone pytaniem “Zrobisz coś z tym?”, dostałam. Mogłam powiedzieć, że nie, mogłam nie fundować sobie roboty na cały dzień, mogłam spojrzeć i powiedzieć, że to się już do niczego nie nadaje.
Jeszcze w szkole średniej i na studiach miałam okazję pracować w sklepie spożywczym. Od tego czasu poniekąd przestałam wierzyć w biedę. Nie znaczy to, że uważam, że ludzie nie są biedni. Owszem są, ale w wielu przypadkach bieda nie wynika z braku pieniędzy, ale z braku gospodarności, umiejętności dysponowania swoimi dochodami czy nieumiejętnym korzystaniu z tego co nam życie oferuje.
Często tam gdzie nie ma pieniędzy nie ma też rozsądku. Jest za to przemożna chęć pokazania na siłę, że wcale nie jest źle, że wcale mi nie brakuje, że na wiele mnie stać. A to prowadzi do głupiego korzystania z tego co mamy.
Pracując za ladą naoglądałam się tak przedziwnych rzeczy, nasłuchałam tak nieracjonalnych życzeń i zobaczyłam taką niegospodarność, że zrozumiałam dlaczego wielu ludzi jest biednych. Oni są biedni na własne życzenie. Sami robią wszystko żeby z tego stanu się nie wyprowadzać.
To nie jest tak, że jak ktoś ma mało, to ma tylko i wyłącznie oszczędzać. Każdy człowiek raz na jakiś czas potrzebuje choćby namiastki szeroko pojętego luksusu, ograniczanie się we wszystkim, odbieranie sobie przyjemności, odmawianie wszystkiego bo mnie nie stać też nie jest dobre, ale …
Bieda aż piszczy, ale klient nie kupi chleba z poprzedniego dnia choćby był mocno przeceniony, ba często zdarza się, że po południu nie kupi tego, który z piekarni był przywieziony rano. Warzywa tylko najpiękniejsze (nota bene ekologiczne nie znaczy równiuteńkie i idealne), równe marchewki (mimo, że i tak wylądują w sałatce), rzodkiewki jak malowane (podwiędnięte listki nie wchodzą w grę pomimo, że cena jest o połowę niższa) i świeże banany (mój ulubiony tekst z tamtych czasów, na który miałam jedną odpowiedź, że ‘owszem świeże, wczoraj zrywane’). I choćby taki klient dostawał towar przeceniony o połowę, albo nawet za darmo tylko po to, żeby się nie zmarnowało, żeby nie wyrzucać jedzenia, żeby nakarmić swoje dzieci, to nie weźmie.
Ktoś powie, że to duma jest powodem. Jak ci brakuje pieniędzy, jak twoje dzieci chodzą głodne, jak nie masz jak wykarmić rodziny to dumę chowa się wtedy głęboko. Zresztą z moich obserwacji wynika, że z dumą nie ma to za wiele wspólnego, bardziej ze wspomnianą już niegospodarnością, albo niestety głupotą. Przypadki gdzie na chleb nie ma, ale na paczkę fajek każdego dnia być musi, też są nagminne.
Znasz uczucie głodu? Wiesz jak to jest kiedy żołądek przykleja ci się do kręgosłupa, a w brzuchu nie ma siły już nawet nic burczeć? Znasz to uczucie kiedy z głodu robi ci się słabo, a twoim marzeniem nie jest zjedzenie obiadu czy ciepłej kolacji, tylko zjedzenie czegokolwiek? Nie wiesz. Ja też nie wiem. I ci ludzie opisani powyżej też nie wiedzą. Gdyby wiedzieli inaczej podchodziliby do tematu zakupów i gospodarowania swoimi pieniędzmi. Nigdy tak naprawdę nie byli głodni.
Wracając do moich pieczarek, pomidorów i buraków. Przygotowane do wyniesienia do piwnicy stoi 7 słoiczków z buraczkami, będą w zimie do obiadu. W zamrażarce mam gotowy farsz do pierogów na święta, a na obiad były fantastyczne krokiety. Jest też swojej roboty przecier pomidorowy, jakoś nie przeszkadza mi, że z nierównych pomidorów. Mogłam to wszystko wyrzucić, mogłam się nie narobić jak dziki osioł, mogłam przecież zapłacić i kupić gotowe. Tylko po co?