Lubię popatrzeć.
Wiem, że to dość osobiste wyznanie, i że nie każdy jest w stanie się do tego przyznać.
Nie wstydzę się tego. Każdy ma jakieś swoje zainteresowania i fetysze. Jeśli nikomu nie robię tym krzywdy to dlaczego miałabym o tym nie mówić głośno?
Patrzenie ma w sobie coś, co powoduje taki specyficzny dreszczyk emocji. Ma w sobie jakąś tajemnicę.
I ten niepokój, że możesz zostać przyłapany, że ktoś może zobaczyć, że się wyda…
W świecie gdzie króluje internet i gdzie zasięg jest w zasadzie wszędzie, sprawa jest o wiele prostsza.
Wystarczy laptop, a nawet smartfon i wszystko stoi przed tobą otworem.
Emocje, podniecenie, rumieniec na twarzy. Niby nic takiego, wszystko jest dla ludzi, ale nie tak łatwo pohamować emocje. W zasadzie za każdym razem ekscytuje mnie to w taki sam intensywny sposób. Czasem zastanawiam się czy to domena kobiet, czy mężczyźni też gdy tylko oglądają czują to samo podniecenie.
Jednak patrzenie to nie to samo co dotyk.
Czuć pod palcami obce ciało, jego fakturę i kształt. Zapoznawać się z nim, dotykać. Zobaczyć na własne oczy, a nie jedynie na ekranie laptopa. Widzieć je i móc je poznać zanim za chwilę będzie na zawsze twoje, albo zanim….uznasz, że jednak do ciebie nie pasuje…
Lubię dotykać.
Spytacie co na to mój mąż? Cóż nie zawsze jest zachwycony. Jednak wiążąc się ze mną chyba zdawał sobie sprawę na co się decyduje. Pewnie gdyby to dotykanie dotyczyło jego samego, nie miałby nic przeciwko, ale przecież nie o niego tu chodzi. Nauczył się to akceptować i z tym żyć. W większości przypadków nawet mi towarzyszy.
Dziwne? Nie sądzę. Wiele par tak robi bo też wiele kobiet cierpi na tą samą przypadłość co ja, choć jak wcześniej wspomniałam nie każda umie i chce się do tego przyznać. Grunt to znaleźć wyrozumiałego mężczyznę.
Porównując, patrzenie ma swoją magię, buduje pewien rodzaj napięcia i porządania, ale to nie to samo co kontakt fizyczny…
Nie mogę tego dłużej ukrywać. Walczyć sama ze sobą, z naturą. Prawda jest taka:
Zdecydowanie wolę latanie po sklepach od zakupów przez internet 😀