Śmierdząca kość niezgody.


Jeśli ktoś wczoraj oglądał jakieś wiadomości to na pewno słyszał informację o Pani, która postanowiła zmienić pieluchę swojemu dziecku. I kierowcy autobusu, który wezwał policję widząc tenże haniebny czyn, bo to właśnie w autobusie miała miejsce zmiana owej pieluchy.

Internety zawrzały i w większości stanęły po stronie matki i dziecka bo przecież o nic innego jak o dobro dziecka matce nie chodziło. Byli też tacy, którzy ‘kamieniami’ rzucali, no bo jak to tak żeby osraną pieluchę publicznie zmieniać i stanęli po stronie kierowcy, który postanowił zainterweniować i wyprosić Panią  z autobusu.
We mnie osobiście starły się te dwa fronty bo uczucia mam, co tu dużo mówić mieszane. Osobiście nie przyszłoby mi do głowy żeby zmieniać w autobusie dziecku pieluchę, chociaż jak się tak głębiej zastanowię to nie jestem pewna czy mając maleństwo w tak zwanym głębokim wózku, nie wolałabym ukradkiem tej pieluchy przebrać niż palić się ze wstydu, że zwyczajnie zasmradzamy pojazd. 
Z tym, że w tej konkretnej sprawie do czynienia mamy z dzieckiem dwuletnim, a świecenie gołą pupą dwulatka w miejscu publicznym jest już dla mnie jednak odrobinę niesmaczne.Przyznam szczerze, że gdybym była świadkiem takiej sytuacji czułabym się, mimo tego, że jestem mamą i różne sytuacje mnie spotykały, lekko zażenowana. Nie oszukujmy się dyskretna zmiana co tu dużo mówić osranej pieluchy na tak dużym dziecku nie jest aż taka prosta. 
Jednocześnie nasuwa się myśl, czy skoro Pani miała tym autobusem jechać jeszcze pół godziny to czy w sumie zmieniając pieluchę nie zrobiła pasażerom dobrze. Ten kto ma, lub miał kiedyś w domu dwulatka wie, że taka kupa fiołkami nie pachnie i to delikatnie mówiąc. Taka kupa jest w stanie obezwładnić najtwardszych twardzieli, a co dopiero Bogu ducha winnych pasażerów autobusu. Może rzeczywiście lepsza była chwila wątpliwej atrakcji i urozmaicenia podróży zmianą pampersa, a potem unieszkodliwienie go w foliowej torebce, niż pół godziny jazdy w wątpliwej jakości atmosferze.
Co się tyczy kierowcy, to jego zachowanie wykroczyło ponad wszelkie normy współżycia społecznego. Zrozumiałabym jeszcze gdyby postanowił tylko w kulturalny sposób zwrócić owej pani uwagę, ale nasyłać policję na matkę z dzieckiem to już delikatna przesada. 
Szkoda, że kierowcy nie są takimi kozakami w innych przypadkach. Choćby dzisiaj. Wsiadam z Młodym do tramwaju, a w środku….fetor. 
Siedzi sobie kilku chłopa i bodajże dwie dziewczyny napruci totalnie. Piją piwo, którego zapach roztacza się w silnym stężeniu po tramwaju, śmieją się, rozmawiają bardzo głośno. Nie powiem, nawet jeden chciał mi miejsce ustąpić, ale na szczęście jechałam tylko kawałeczek więc grzecznie odmówiłam bo gdybym została w tym tramwaju dłużej, to chyba sama miałabym we krwi jakieś promile. Nikt (łącznie  z kierowcą) nie zwraca uwagi. Nikt nic nie widzi.
Bezdomni w tramwajach to norma. A umówmy się, z całym szacunkiem, ale taki bezdomny również nie roztacza wokół siebie fiołkowej woni. Wszyscy przejeżdżają trasę na wdechu, łapiąc oddech kiedy tylko na przystankach otworzą się na chwilę drzwi i nikt słowem nie piśnie, nikt uwagi nie zwróci. No ale co innego taka matka z dzieckiem i śmiercionośną pieluchą. przecież taka to stwarza zagrożenie dla siebie, dziecka i wszystkich pasażerów. Wygonić ją i najlepiej zamknąć żeby nigdy więcej żadnej pieluchy już nie zmieniła. 
Wszystkich bardziej papieskich od papieża, którzy uważają, że dwuletnie dziecko powinno zgłaszać swoje potrzeby, informuję, że dwulatek z pieluchą nie jest żadnym wybrykiem natury i występuje w przyrodzie dość często. Sama mam dwoje dzieci i jedno porzuciło pieluchę mając ponad dwa i pół roku, a drugie wołało kupę jak miało 14 miesięcy.
Podsumowując, Pan kierowca przekroczył trochę swoje kompetencje i za bardzo wczuł się w rolę, zamiast pokierować się zasadami współżycia społecznego i czystą ludzką, empatią. A Pani mama? No cóż, też nie do końca chyba postąpiła tak jak należy, bo dwulatek aż takiej szybkiej interwencji pieluchowej raczej nie wymaga. A wy co sądzicie?
TOP