Tradycyjna tradycja czy nowoczesna nowoczesność? Czyli jak spędzić święta wielkanocne.


tradycje wielkanocne
Podchodziłam do tego wpisu jak do jeża. Ale nie żeby mnie ten temat jakoś męczył czy był jakiś drażliwy, co to to nie. Zniechęca mnie aura za oknem.
Niby za kilka dni święta, a ja momentami żałuję, że kazałam mężowi choinkę na śmietnik wynieść. Nie wiem jak to jest, ale żeby poczuć magię Bożego Narodzenia, nie potrzebuję tony śniegu, sanek i rzucania się śnieżkami. To przychodzi samo i często tak się zdarza, że klimat Bożego Narodzenia wzrasta we mnie już od listopada wraz z chwilą kiedy w witrynach sklepów pojawiają się jeszcze nieśmiało pierwsze lampki i choinki. Z Wielkanocą jest trudniej.

Klimat tych świąt niestety nierozerwalnie związany jest, w moich odczuciach, z pogodą. Wielkanoc kojarzy mi się z wiosną, z budzącą się do życia przyrodą, z kwitnącymi żonkilami i krokusami, z ciepłem słońca na twarzy. Przy tym co aktualnie serwuje nam pogoda jakoś ciężko wczuć mi się w klimat Wielkiej Nocy. 

Kiedy zaraz po ślubie wyprowadzałam się z rodzinnego domu postanowiłam jednak, że zrobię wszystko żeby klimat świąt (którychkolwiek) przenieść również do mojego domu, zwłaszcza jeśli pojawią się w nim dzieci. Toteż pomimo mojego zniechęcenia, ogarniającej mnie niemocy i kompletnego braku odczuwania świątecznej aury staram się żeby jednak te święta przypominały te, które pamiętam z dzieciństwa. 
W takim razie z czym jeszcze oprócz pogody, na którą niestety nie mam wpływu, kojarzy mi się Wielkanoc? Przede wszystkim z malowaniem jajek. To chyba najbardziej znana tradycja. Kiedyś ja z moim bratem siadaliśmy do tworzenia pisanek, dziś siadam razem z moimi chłopakami i tworzymy. I nie ważne, że pisanki udekorowane są jak to mówi Nati ‘gryzdkami’, nieważne, że nie ma na nich misternych koronkowych szlaczków, i tak są najpiękniejsze bo malowane przez moje dzieci.
W Wielką Sobotę wszyscy razem idziemy poświęcić pokarmy. Nie jestem zwolenniczką koszyków z czekoladowymi zającami. U nas koszyk jest tradycyjny, pisanki, baranek z masła, wędlina, sól, chleb, mazurek. Chcę żeby chłopaki wiedzieli co tak naprawdę powinno się w tym koszyku znajdować, żeby od dziecka czuli, że to co jest w koszyku ma swoją symbolikę i nie znalazło się tam ot tak z przypadku. 
Śniadanie Wielkanocne jemy zawsze w naszym czteroosobowym gronie. Odkąd jesteśmy małżeństwem tylko dwa razy było inaczej (byliśmy u rodziców), podjęliśmy jednak decyzję, że te święta będziemy spędzać z domu. Wbrew pozorom tak mało czasu spędzamy razem, że ten czas poświęcamy głównie sobie. Mój mąż wniósł do naszego domu tradycję związaną ze stukaniem się jajkami. Wygrywa ten, którego jajko przetrwa. Chłopaki mają przy tym wielką frajdę, a najczęściej wygrywa Tymek.
Po śniadaniu również wszyscy idziemy do kościoła. Trochę brakuje mi mszy rezurekcyjnej na szóstą rano, na którą uwielbiałam chodzić jak jeszcze mieszkałam z rodzicami, ale tu w Poznaniu we wszystkich okolicznych kościołach, odbywa się ona w sobotę późnym wieczorem kiedy ja stoję jeszcze przy garach, albo gdy po całym dniu stania przy garach zwyczajnie padam na pysk 😉
Zajączek. Całkiem niedawno dowiedziałam się, że to zwyczaj kultywowany głównie, o ile nie tylko, w Wielkopolsce i na Śląsku. U nas przychodził zawsze. Nie przynosił dużych prezentów, głównie słodycze lub jakieś drobiazgi, ale frajda była nieziemska. Moje maluchy też czekają na zajączka. Ponieważ nie dysponujemy jak na razie ogrodem, nie możemy tam chować upominków, które podrzuca zajączek. Staram się jednak, żeby chłopaki przygotowali zawsze coś na kształt gniazdek, w których w niedzielę znajdują słodkości. W tym roku zastanawiam się nad tym czy zamiast robienia gniazdek, nie urządzić im zabawy w poszukiwanie podrzuconych przez zajączka upominków. 
Lany poniedziałek jest obowiązkowy. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie była pierwszą, która bierze się za oblewanie wodą. W ruch idą pistolety na wodę, jajeczka, kubki, a nawet prysznic. Mój starszy syn do dziś pamięta jak mamusia potraktowała go z prysznica choć było to dobre dwa lata temu. Chyba największe wrażenie zrobiło na nim to, że w tym dniu matka nie darła się, że podłoga jest pooblewana, a nawet sama zalała całą łazienkę i pół korytarza 🙂 
Co jeszcze? Koniecznie sianie rzeżuchy. Najlepiej w dużej ilości. Wielkanoc to też zapach bukszpanu. Ozdabiam nim koszyk ze święconką i potrawy na stole. Musi być, nie ma innej opcji.
Tak jak wspomniałam, ciężko mi poczuć klimat świąt przy tym co dzieje się za moimi oknami, ale nie wyobrażam sobie ich nie przeżyć, nie włożyć w nie serca, nie pokazać moim dzieciom jak takie święta wyglądały kiedy ja byłam w ich wieku. Nie wyobrażam sobie wyjechać w tym czasie na tropikalną wyspę i opalać się na plaży, albo korzystać z innej formy wypoczynku. Może jestem staroświecka, ale tradycja to dla mnie coś ważnego, coś co koniecznie chciałabym przekazać swoim dzieciom, dać im fundament, a od nich będzie już później zależało co na nim zbudują.
A wy wolicie tradycję czy raczej skłaniacie się ku nowoczesnej formie spędzania świąt?
P.S Zdjęcia stare co widać po moich dzieciach, ale jakbyście chcieli zobaczyć więcej to zapraszam TU . Nota bene te zdjęcia są z tej Wielkanocy co ją śnieg przykrywał 🙂
wielkanoc
TOP