Matka idzie na ‘bal’ cz.2


Dziś wielki dzień. I to wcale nie dlatego, że jest 13-ty i do tego piątek. Małżonek ma ostatni egzamin i zabiera współmałżonkę z tej okazji na balety. Co prawda od czasu kiedy pierwszy raz po bardzo długiej macierzyńskiej przerwie gdzieś wychodziłam (pisałam o tym TU) zdążyłam się już trochę ogarnąć i bardziej zorientować w temacie, ale nadal trochę mnie to jednak przeraża. 
Oczywiście zacznijmy od odwiecznego problemu dosłownie każdej kobiety, bez względu na wiek, rozmiar, kolor skóry czy poglądy polityczne. W tym przypadku nie ma różnic i podziałów bo absolutnie każda z nas stając przed szafą pełną ubrań (tak, nie oszukujmy się drogie panie, wszystkie mamy szafy przepełnione kieckami, bluzeczkami i innymi fatałaszkami) najzwyczajniej w świecie nie ma się w co ubrać.
Mężczyźni przeważnie tego nie rozumieją. Piszę ‘przeważnie’ bo mój mąż o dziwo wykazuje się sporym zrozumieniem dla tegoż problemu, aczkolwiek mam wątpliwość czy rozumie rzeczywiście czy zwyczajnie nie che ze mną wchodzić w konflikty. 
Oczywistym jest, że nie założę tego w czym byłam poprzednio ani tego w czym paraduję na co dzień bo bluzka ufajdana sosem do spaghetti  czy wytarte dżinsy są średnio wyjściowym strojem. Wiadomo, że nie stroimy się dla facetów, zwłaszcza jak z jednym z nich podpisałyśmy prawie osiem lat temu długoterminowy kontrakt. Stroimy się dla innych kobiet. A skoro dla kobiet to tym bardziej musimy wyglądać szałowo co by pannom oko zbielało i na nasz widok zmarszczki im się ze złości porobiły.
No właśnie, zmarszczki. Mój problem polega na tym, że niestety większość (jak nie wszystkie) kobiet na imprezach na które zabiera mnie małżonek jest ode mnie młodsza więc poprzeczka jest zawieszona wysoko.
W tym momencie dochodzimy do drugiego problemu. Facetom wyszykowanie się na imprezę zajmuje góra 30min i to pod warunkiem, że biorąc prysznic będą zamiast się myć, czekać aż woda sama z nich wszystko spłucze. Facet decyzję co ubrać podejmuje w 5 sekund. Z nikim nie musi rywalizować i dla nikogo się stroić. Jego kumple i tak nie będą pamiętać czy był w zielonym t-shircie czy czarnym i czy w ogóle miał t-shirt czy koszulę. Dla kobiet też stroić się nie musi bo jako samiec alfa jest przekonany o swojej boskości i tylko kompletnie ślepa panna nie zawiesiła by na nim oka. A jak idzie z uczepioną towarzyszką niedoli zwanej małżeństwem to tym bardziej nie musi się innymi osobnikami płci żeńskiej przejmować bo małżonka skutecznie wroga przepłoszy.
Kobieta tak łatwo nie ma. Może jakby miała cały wolny dzień to dałaby radę, ale na taki luksus mało która może sobie pozwolić. Jak już ogarnie w domu to co trzeba, ugotuje obiad i przyprowadzi dziecko ze szkoły to musi z nim lecieć na zajęcia dodatkowe. Z wywieszonym jęzorem wpadnie do domu na 2 godziny przed wyjściem na imprezę i postanowi wziąć prysznic. Wydawałoby się proste, ale to tylko pozory. Pozostawianie przychówku samopas na czas prysznica (a to nie jest krótko) można porównać do samobójczego zamachu bombowego. Zabiera więc stworki do łazienki gdzie przyklejone do drzwi kabiny prysznicowej, ale na szczęście pod czujnym okiem, będą matce utrudniały czynności higieniczne.
Depilacja nóg i różnych innych części ciała, peeling, masaż, maska na włosy, balsam na ciało (na każdą część ciała oboiwązkowo inny)  i już po godzinie można opuścić łazienkę. Hurra.
Radość jest krótkotrwała bo czeka nas kolejny punkt przygotowań. Makijaż. To oczywiście również nie dotyczy płci przeciwnej i też niekoniecznie owa płeć jest w stanie zrozumieć zawartość naszej kosmetyczki. Zresztą może tak jest  lepiej bo jakby oni wiedzieli co my tam sobie nakładamy to by się przerazili. W miedzyczasie (najczęściej wykorzystywana przez matki jednostka czasu) malujemy paznokcie.
Gotowe? 
Oczywiście, że nie. jeszcze tylko pięciokrotna zmiana stroju, tylko po to żeby ostatecznie założyć to co sobie na samym początku przygotowałyśmy i …… można wychodzić 🙂
A wy kiedy ostatnio byłyście na imprezie i jak wyglądają zazwyczaj wasze przygotowania?
TOP