Kolejna długa przerwa, tym razem spowodowana przez moją niemoc. Niemoc natomiast spowodowały najpierw paskudne choróbsko, które postanowiło rozłożyć nas wszystkich po kolei,a zaraz po choróbsku, a dokładnie rzecz ujmując równolegle z nim – afrykańskie wręcz upały. W moim wieku, przy moim zużyciu materiału i ilości posiadanych dzieci akceptowalna temperatura to góra 25st. Niestety ostatnio termometr zaciął się na 35 -tym stopniu i nijak nie chce pokazywać nic innego. W takiej temperaturze to się już chyba białko w mózgu ścina bo nawet przesiąknięte energią kokony moje nie dają rady. Ja natomiast nie daję rady podwójnie. Żeby to chociaż tłuszcz się wytapiał w tej temperaturze to by jeszcze jaki pożytek z tego był, a to wręcz odwrotnie. Zamiast zdrowych 4-5 posiłków dziennie człowiek zjada góra dwa (rano i wieczorem kiedy jeszcze/już nie jest tak gorąco), a to niestety nie działo odchudzająco.Dzieciaki nawet nosa z domu nie chcą wytknąć i trudno im się dziwić bo ledwo w cieniu można wytrzymać,a tego to u nas jak na lekarstwo, o wytrzymywaniu w słońcu to nawet nie mówię bo to abstrakcja jakaś. Wieszanie prania na balkonie w samo południe można by już podciągnąć pod próbę samobójczą i nikogo nie dziwi wieszanie prania po zmroku, choć i wtedy temperatura nie rozpieszcza 🙂
Z drugiej strony zima trzymała do kwietnia to może i należy się z ciepełka cieszyć. Tym co nad morzem to na pewno na rękę przy takiej pogodzie,a ci co w blokowiskach? No cóż, jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził, no i pogoda też tego nie potrafi.
Uff jak gorąco…
dom, dzieci, kobieta, pogaduchy, rodzina, życie