Oj chciałoby się zanucić, ale jak człowiek spojrzy za okno to jedyne co mu się z gardła wyrywa to jęk rozpaczy. 4. 04, a za oknem regularna zima. Omijam okna szerokim łukiem bo wpadam w histerię na widok zasp i termometru za oknem. Do tego powaliło mnie choróbsko. Czaiło się tydzień aż w końcu wylazło i od razu sprawiło, że przez moment poczułam się jakbym umarła i trafiła do piekła. Na szczęscie czując pismo nosem wysłałam zapobiegawczo małżonka do apteki i uzbrojona we wszelką dostępną bez recepty broń ruszyłam na wredne babsko (choroba jakby nie patrzeć jest rodzaju żeńskiego). Na razie daję radę. Przy życiu utrzymuje mnie również świadomość, że jedzie do mnie moje nowe tło. Nie wiem czy moje dzieci są równie szczęśliwe bo znowu będą musiały uprawiać trudną i żmudną sztukę modelingu,ale ja jestem zachwycona. Niestety mój zakatarzony mózg jeszcze nie opracował sensownego pomysłu na sesję 🙂
Dziś w jednej z tv śniadaniowych usłyszałam, że wiosna przyjdzie już po 10-tym kwietnia i jak babcię kocham jeśli to nie jest prawda i ta prognoza się nie sprawdzi to wsadzę tyłek w pociąg, albo zmuszę ślubnego żeby zawiózł mnie do ‘stolycy’ i z premedytacją uduszę tego, który taką prognozę przedstawił. Jestem zdesperowana do tego stopnia, że jeszcze trochę tej zimy, a zacznę chodzić na solarium, a co!